Dla moich dzieci radio nie jest tym, czym dla mnie. A moje radio z pewnością jest inne od radia moich rodziców czy dziadków. Pokolenie radiosłuchaczy zastąpili telewidzowie, a po nich przyszli wychowani w świecie wolnych (i komercyjnych) mediów internauci, dla których zielone oko jest kompletnie niezrozumiałą figurą retoryczną i którzy nie do końca łapią, o co ten szum? Przecież można sobie włączyć inną stację, albo w ogóle obejrzeć jakieś wrzutki na YT.
Pamiętacie wypełniające Polskę Lato z Radiem? „Pan Tadeusz z Rzeszowa, przebywający z rodziną na wczasach w okolicach Mikołajek, proszony jest o natychmiastowy kontakt z rodziną w Katowicach.”. Dla mnie to była wakacyjna klasyka 😀 – dzisiejsza młodzież zastygnie w niezrozumieniu, niczym gobliny w pierwszych promieniach wschodzącego słońca…
Chociaż nie – prędzej powie „WTF???„.
Mnie się radio kojarzy jakoś tak:
Ojciec budzący mnie przy Sygnałach dnia i każący podawać sobie przez łazienkowe drzwi czas. Co pięć minut. Żeby zdążył na pociąg.
Wieczór na wczasach na Głodówce. Rodzice na dole oglądają film po Dzienniku. Key i ja mamy spać, ale możemy mieć włączone radio. Skończyła się wieczorna bajka, czekamy jeszcze na: „Wysłuchaliście państwo Orkiestry Polskiego Radia pod dyrekcją Stefana Rachonia.”
Lato. Wakacje. Plaża. Polka Lata z Radiem.
Absolutnie fantastyczne słuchowiska dla dzieci… Ania z Zielonego Wzgórza… Mały Książę… Lato Muminków…
Nastoletnie godziny odrabiania lekcji przy Liście Przebojów Trójki.
Jezu, o Liście to można napisać kilka oddzielnych postów! To pół życia!
Kiedy poszłam do pracy, ustalałyśmy z koleżankami z pokoju, której stacji będziemy słuchać. Bo przecież wszędzie były radioodbiorniki i zewsząd płynęły radiowe treści.
Dzisiaj pozostały nam chyba tylko zapętlone werble Maanamu…